wtorek, 22 września 2015

ZERWANIE WIĘZADŁA KRZYŻOWEGO PRZEDNIEGO (ACL) I USZKODZENIE ŁĄKOTKI: OPERACJA – ETAP II

 W końcu nadszedł wyczekiwany drugi dzień lipca – dzień operacji. Operacji, a raczej zabiegu, bo tak to się chyba fachowo nazywa, który miał przywrócić moje lewe kolano do odpowiedniej budowy, zanim to wszystko się popsuło oraz z czasem doprowadzić do pełnej sprawności.  Czwartek, 2 lipiec – rozpocząłem swoje „wakacje”.  Zgodnie z zaleceniem wstawiłem się około godziny 9 na Izbie przyjęć  109 Szpitala Wojskowego w Szczecinie. Po wszystkich formalnościach zostałem zaprowadzony na szpitalne łóżko, które tylko zająłem i udałem się na serie badań krwi, ciśnienia, EKG i wiele innych.

Po ukończonych badaniach poznałem się z osobami na sali – każdy coś innego, jeden obojczyk, drugi roztrzaskana pięta, jeszcze inny złamanie z przemieszczeniem, a ja? Ja kolano. Z racji, że wszyscy po zabiegach, byli mało ruchliwi. Ja tuż po zajęciu i przygotowaniu sobie łóżka, musiałem zwiedzić szpital – tak wiem, to dziwne, ale mam tak, że lubię wiedzieć, co jest w nowym miejscu.

Zabieg:
Po moich poszpitalnych spacerach, szybko zjawił się anestezjolog i przeprowadził ze mną wywiad, pozwalający dobrać znieczulenie. Opowiedział jak to będzie wyglądało z jego strony i tyle. Następnie udałem się po założenie wenflonu, gdzie dowiedziałem się, że zabieg będzie o 13. Dostałem zestaw tabletek, które miałem zażyć ok. 12.30. Trochę było to dziwne, bo lekarz mnie operujący obiecał, że odwiedzi. No nic trudno. O wyznaczonej godzinie łyknąłem te magiczne tabletki ( wtedy nie wiedziałem, co to jeszcze jest) zaliczyłem ostatnią toaletę i mówię sobie „niech się dzieje o ma być”.
Godz. 13 cisza… 13.15 Dalej cisza, nikt nie przychodzi. Poczułem się już nieco gorzej, zebrałem siły i idę pytać, co się dzieje. Szukam ludzi w szpitalu, a tam pustka.. Spotykam jedną z pielęgniarek i pytam się, co z moim zabiegiem. Słyszę „niestety, jutro Pan będzie operowany”, „brał Pan tabletki?” Odpowiadam, że tak, 30 minut temu, „to proszę iść na łóżko będzie Pan senny i skołowany”. Tak też zrobiłem, udałem się na łóżko i po chwili usnąłem. Tak mnie załatwili tego dnia. Wstałem dopiero, gdy przyszedł lekarz w nocnym obchodzie i oznajmił, że jutro już mam pewny zabieg. Noc minęła spokojnie.
"OPERACJA" sama nazwa budzi przerażenie

Kolejnego dnia od rana wszystko było pewne. Dostałem karteczkę z napisem „operacja” i nie było odwrotu, do zestaw magicznych tabletek i operacyjne wdzianko – granatowy cieniutki strój. Mój lekarz znów mnie nie odwiedził, ale zaczepił na korytarzu i powiedział „młody będzie dobrze”.
Chwilę przed godziną 12 przyjechało po mnie łóżko i udałem się na zabieg. Po wjechaniu na sale nie było odwrotu – trzeba dać się pociąć i zrekonstruować. Przeniesiono mnie na operacyjne łóżko Odpowiednie ułożono nogę i mnie samego. Nogę zasłonięto bym nic nie widział, choć bardzo chciałem oglądać przebieg. W pozycji nieco siedzącej się skuliłem i dostałem zastrzyk w kręgosłup, który momentalnie sprawił, że przestałem czuć swoją lewą nogę (jak się później okazało – znieczulenie zadziałało również, na co innego – stąd wiem, dlaczego konieczna jest toaleta). Po chwili zaczął się zabieg, a lekarza, co miał operować brak. Wszyscy ubrani i zaopatrzeni w maski. Po lewej siedzi Pani i sprawdza wszystkie monitory – puls, ciśnienie itp. nie pozwala mi się ruszać i bardzo się denerwuje, że jestem za ciekawski. Po prawej Pani asystent – miła, ale nie umiała odpowiedzieć na moje pytania, „co mi tam robią?”. Nadrabiała wyglądem J.
Ja nie widzę nic, bo nawet monitor od artroskopu jest fatalnie usytuowany. Specjaliści robią swoje, pytanie tylko, gdzie jest ten, co miał mi zrobić tą „czarną robotę”. Po chwila napięcia, przyszedł, przywitał ze mną i przystąpił do działania. Usunął fragment łąkotki i osobiście zajął się odpowiednim zamocowaniem wiązadła. Jak się okazało zajął się najważniejszymi elementami, a resztę przekazał swojemu uczniowi. Mi udało dostrzec w szybie od szafy jak kawałek mojego mięśnia smukłego i półścięgnistego staje się powoli moim nowym więzadłem krzyżowym przednim i przez jaki etap przechodzi przed tym jak powędruje wewnątrz kolana.
Tuż po było tak :) 
Z zabiegu pamiętam również, wiercenie dziur w kościach, uderzenia młotkiem, wkręcanie śruby, szycie i wiele innych mniejszych szczegółów. Doktor kończy słowami: „ja zrobiłem już wszystko teraz znów wasza kolej” i „młody wszystko będzie dobrze udało się”. Najbardziej pocieszające słowa, jakie mogłem usłyszeć od czasu pojawianie się w szpitalu. O godzinie 13 kolano było już zrekonstruowane i zmierzałem na sale. Z owiniętą nogą od połowy uda aż po stopę.
Tak jak wyżej wspomniałem rekonstrukcje przeprowadzono z zastosowaniem przeszczepu z mięśni półścięgnistego i smukłego, przez co mam większą bliznę pod kolanem. Stabilizacja nowego więzadła została przeprowadzona za pomocą śruby tytanowej i biowchławialnej kotwicy.  
Jeżeli ktoś ma ochotę ujrzeć, jak wygląda taki zabieg – rekonstrukcji więzadła, to polecam filmy, których jest wiele na YouTube. Ja sam oglądałem je przed zabiegiem chcąc wiedzieć jak to będzie wszystko wyglądało. Było lepiej niż na tych filmach.


Pierwsza doba:
Po znalezieniu się na łóżku rozpoczął się okres po operacyjny. Wiele osób potwierdza, że to najgorszy czas. Jak tylko puszcza znieczulenie pojawia się ból, którą pielęgniarki zwalczają zastrzykami lub kroplówkami. Otrzymałem w tym dniu już posiłek. Pozostało czekać na puszczenie znieczulenia. Co jakiś czas ściągano mi krew ze strzykawki, która była podłączona do drenu. Swoją drogą niemiłe uczucie. Znieczulenie trzymało długo. I pamiętam, że przed wieczorem zaczął się bolący koszmar, że poprosiłem o przeciwbólowy – no i dostałem duży zastrzyk w rękę.
Pierwsza noc przebiegła niespokojnie, nie mogłem się ruszyć. O wyjściu do toalety nie było mowy. Kolejny dzień, noga na podwyższeniu, zmiana opatrunku na mniejszy, ściągnięta krewa z kolana. Wizyta poranna i lekarz już powoli każe unosić pupę do góry. Posiłki już pełne.. spożywam w jakiś obrotowy sposób na łóżku. Ból jest, ale do zniesienia. Ja dość wytrzymały na ból. W dzień ciężko.. To pierwsze dni lipca i na zewnątrz były wysokie temperatury, a ja leżę na sali koło okna. Niedziela, krwi z kolana coraz mniej i ma coraz lepsze zabarwienie, więc w popołudniowym obchodzie wyciągnięto dren i zmieniono opatrunek na jeszcze mniejszy. Doktor na wieczornym obchodzie mówi, że jutro tj. w poniedziałek mogę wyjść do domu jak tylko ktoś dostarczy mi ortezę. Wszystko załatwiłem wcześniej z mamą by tak też się stało. Miałem fizycznie i psychicznie dość szpitala.
Przed wyjściem dostałem wypis, receptę na antybiotyki, leki przeciwzapalne i zastrzyki przeciwzakrzepowe. Zostałem także nauczony chodzenia o kuli po prostym, a także po schodach. Na szpitalnym łóżku, bez chodzenia spędziłem całe 3 dni – od piątku godz. 11 do poniedziałku.

Wreszcie w domu: :) 
Wreszcie w domu
Po powrocie do domu z wielką ulgą i położyłem się do łóżka, włączyłem TV i oglądałem zmagania kolarzy. Wcześniej jednak będąc jeszcze w podróży ze szpitala musiałem skonsumować duże lody – wiecie taka zachciewajka. Pierwsze dni w domu to powtarzające się po sobie kolejne rzeczy od rana: toaleta, śniadanie, leki, łóżko – kom lub TV, zastrzyk, zmiana opatrunków, sen i tak przez kilkanaście pierwszych dni. Ten ostatni sprawiał mi wiele problemów: pozycja tylko na plecach z nogą na podwyższeniu w ortezie. W przeciągu całego dnia kilka, a może nawet kilkanaście razy chłodziłem nogę za pomocą okładów. Opatrunki zmieniałem sobie sam. Zastrzyki w brzuch, co wieczór przez 20 dni również.

W 3-cieciej dobie po wyjściu ze szpitala pojawił się stan podgorączkowy, którą jednak udało się załagodzić lekami. Pierwsze dni w domu były okraszone bólem, radziłem sobie z nim za pomocą tabletek zakupionych z recepty albo dużej dawce ibupromu. Po tygodniu od wyjścia ból ustąpił i pojawiał się tyko podczas chodzenia albo po coraz to mocniejszych ćwiczeniach.
Z dnia na dzień kolano wyglądało coraz lepiej, coraz więcej mogłem sobie pozwolić na chodzenia. Wychodziłem już na zewnątrz i tam spacerowałem. Ból pojawiał się już tylko w miejscu pobrania przeszczepu. Moja noga od uda aż po łydkę nie wyglądała najlepiej z powodów wylewu krwi pod skórę, ale wyglądać nie musiała ważne by była cała. Szwy po ok. 10 dniach również sam zdjąłem, mam o tym wszystkim pojęcie, to nie pierwszy uraz.
Wizyta u specjalisty, który operował po 2 tygodniach, ale o tym w kolejnej części zatytułowanej: REHABILITACJA.


Po trzech dniach pobytu w domu, gdy nieco wróciłem do sił rozpocząłem ćwiczenia rehabilitacyjne zgodnie z zaleceniami fizjoterapeuty i których nauczyłem się jeszcze przed zabiegiem. Początki niesamowicie trudne. O tym wszystkim w kolejnej 3ciej części. Zapraszam. 

wtorek, 30 czerwca 2015

ZERWANIE WIĘZADŁA KRZYŻOWEGO PRZEDNIEGO (ACL) I USZKODZENIE ŁĄKOTKI: PRZED OPERACJĄ – ETAP I


Postanowiłem opisać całą swoją historię tej poważnej dla każdego sportowca kontuzji od samego POCZĄTKU, aż po zabieg, rehabilitację do pełnej sprawności. Mam nadzieję Że moja Historia zainteresuje wszystkich sportowców doznających podobnych urazów oraz pomoże innym tym którzy się z nią zmagają.

8 luty 2014      
Kilka tygodni przed zaplanowanym rozpoczęciem sezonu biegowego podczas turnieju w piłkę ręczną w którym biorę udział doznałem kontuzji kolana, od której wszystko się zaczęło. Podczas rzutu piłki na bramkę wysoko wyskakuję, rzucam, upadam na lewą nogę, która nie wytrzymuje ciężaru i zgina się nienaturalnie do środka, osi ciała. Upadam, ból jest przeraźliwy. Podnoszę się, i kuśtykając przechodzę poza linią boiska, gdzie znów się kładę nie mogąc wytrzymać z bólu. Podchodzą do mnie inni próbując mi pomóc. Podnoszę się jakoś na nogach i wtedy wiem że jest źle… . Jeden upadek, jedna niefortunna sytuacja i tyle przekreśliła.
Znaleźli się ludzie co przetransportowali mnie do szpitala, tam oczekiwanie wywiad, zdjęcie RTG które wykluczyło złamanie kończyny – ale nie pokazuje innych urazów – chociażby więzadeł w kolanie! Pan lekarz stwierdza – ( nie wiem jak ) naderwane więzadło poboczne. Dostaję szynę gipsową i do domu. Nie będę używał tutaj mocnych słów – ale to co się tam wydarzyło i jaką pomoc otrzymałem jest bulwersujące.

9 – 20 LUTY 2014
Pierwsze dni po kontuzji mijają dość spokojnie, ale mam wielkie trudności z poruszaniem. Jest ból, podwyższone ciśnienie w kolanie, płyn. Noga wygląda jak jedna wielka bania. Kilka razy w ciągu dnia chłodzę ją. Gdy było lepiej umówiłem się do kolegą fizjoterapeutą na wizytę. Podczas szeregu badań stwierdza, że mogłem sobie uszkodzić łąkotkę – co wychodzi później w postaci przeskakiwania ( słychać taki mały trzask ) kolana. Jestem załamany, ale nie poddaję się. Stwierdzam, że na razie nie będę się naprawiał – błąd.

MARZEC - WRZESIEŃ - 2014
Gdy tylko kolano wróciło do pełnej sprawności za pomocą kilku tygodni pracy rehabilitacyjnej postanowiłem wrócić do treningów biegowych – szaleństwo. Wydawało się że wszystko jest dobrze i powoli wracałem do dawnej dyspozycji. Uczestniczę w jednym, drugim, trzecim biegu osiągając super rezultaty. Po kontuzji psychicznie nie ma śladu, fizycznie jak się okazywało ona dalej była. W dalszym ciągu trenuję i startuję w biegach.
Podczas jednego z treningów wykonując ćwiczenia dodatkowe kolano po raz kolejny ucieka do wewnętrznej strony. To oznacza powrót bólu, obrzęku i problemu z chodzeniem. Wizyta u jednego ze „specjalistów” ortopedów stwierdza pęknięcie rogu w łąkotce, drugi przepisuję leki i śmieje się w twarz „ jak nie boli to nie ma co ruszać, a trzask spowodowany jest przez małą narośl”. Żaden nie stwierdza tej poważnej kontuzji – którą teraz ja rozpoznaję w mgnieniu oka. Specjaliści ? – Od siedmiu boleści!!!
Kolejna walka o powrót do treningów przyniosła skutek. 

WRZESIEŃ 2014
Oczywiście popełniłem ten sama błąd, wracając do treningów. Jednak najważniejszą imprezą dla mnie był debiut w maratonie podczas 41 Berlin Marathon, gdzie biegłem świetnie do 35 km na czas 2:55 ale problemy z nogami – skurcze i bóle sprawiły że ukończyłem z czasem 3:12. Sukces. Z taką kontuzją, o której jeszcze nie wiedziałem.

PAŹDZIERNIK 2014
Tydzień po ukończeniu maratonu zapisuję się na drogą wizytę u specjalisty od kolan w Szczecinie. Badanie trwa długo. Najpierw wywiad dopiero później badanie ruchu. Po nim lekarz mówi że nie ma dobrych wieści, wstępna diagnoza: że łąkotkę mam uszkodzoną – o której wiedziałem, a do tego krzyżowe przednie albo jest mocno elastyczne albo zerwane. Wychodzę z gabinetu smutny, przygnębiony załamany. Doskonale wiem co oznacza zerwanie krzyżowego. Przydarzyło się to wielu świetnym piłkarzom chociażby Kubie Błaszczykowskiemu. Dostaję skierowanie na rezonans magnetyczny. Oczywiście wszędzie kolejki.

STYCZEŃ 2015
Mimo fatalnej diagnozy nie poddaję się trenuję pod okiem trenera. Wyniki mamy coraz lepsze. Moje bieganie mocno poszło do przodu. Styczeń jednak to czas w którym zrobiłem i odebrałem wynik z rezonansu magnetycznego.

Diagnoza jak wyrok: całkowite uszkodzenie więzadła krzyżowego przedniego (ACL) i pęknięty tylny róg łąkotki. Wszystkie inne struktury nie dają złych obrazów. Miałem nadzieję, że jednak wstępna diagnoza lekarza się nie potwierdzi, a jednak. Zanoszę wynik do lekarza. On wyjaśnia mi co to oznacza i co teraz zrobimy. Dostaję skierowanie do szpitala, albo mam możliwość zrobienia to prywatnie, jednak przeraża mnie cena – około 12 tyś zł i rehabilitacja na własny koszt.
Niestety z racji że chodzę normalnie, ba uprawiam sport nie jestem  pilnie „potrzebujący” muszę czekać – 6 miesięcy na wolny termin. W szpitalu wyznaczam termin na: 30 lipca, który później udaje mi się przesunąć na 2 lipiec.

Operacja odbędzie się w Szpitalu Wojskowym w Szczecinie.

A CO ZE SPORTEM?
Lekarz radził, że niestety bieganie muszę odpuścić z racji dużych obciążeń kolan podczas uprawiania tego sportu. Zalecił inne, mniej obciążające sporty jak chociażby – rower, pływanie. Zakazuje sportów gdzie panuje ruch obrotowy – piłka kategorycznie odpada.

LUTY – CZERWIEC 2015
Staram się trenować od czasu do czasu. Dodatkowo do mojej codziennej aktywności dołożonych było wiele ćwiczeń stabilizujących i wzmacniających. W miesiącach maj – czerwiec chodziłem na siłownie by wzmocnić te partie mięśni, które poprawią moją sprawność przed i po kontuzji, a może i przyspieszą rehabilitację. Cały czas konsultowałem się z fizjoterapeutą.

PRZED OPERACJĄ:
Do  zabiegu pozostało niewiele już czasu. W czwartek pojawiam się w szpitalu, by następnego dnia rano przejść zabieg. Obecnie z nogą jest całkiem dobrze – nie odczuwam niestabilności, czasami jednak wewnątrz kolana pojawia się silny ból zwłaszcza gdy kolano się „zastoi” w jednej pozycji. Codziennie rano muszę nieco rozruszać nogę, by ból minął. Oczywiście nadal jest i czuję przeskok w kolanie.

Po tym wszystkim co już przeszedłem to z nadzieję patrzę w przyszłość – liczę i analizuję by jak najszybciej po operacji przystąpić do rehabilitacji. Chciałbym szybko wrócić do tego co naprawdę daje mi kopa. Trzymajcie kciuki!

Wiem, że wiele sobie sam jestem winien, ale taki już jestem. Nie odpuszczam dopóki nie widzę mocnego powodu by to zrobić. Tak się stało w przypadku tej kontuzji.


Jeśli macie jakieś pytania lub chcielibyście podzielić się swoją historią zerwanego więzadła, to zapraszam do komentowania. 

REZONANS MAGNETYCZNY
Wszelkie informacje, przygotowanie do badania, jego przebieg i cel znajdziecie na stronie:  http://drogadosiebie.pl/rezonans-magnetyczny/  
Zachęcam bardzo gorąco do odwiedzin i miłego czytania ! :) 

sobota, 7 lutego 2015

ASICS WINTER GLOVES - świetne rękawiczki na zimowe aktywności.

Asics Winter Gloves  - rękawiczki

OPIS:
Asics Winter to bardzo lekkie rękawiczki do biegania. Idealne na zimowe warunki pogodowe, gdy temperatura jest poniżej 0 stopni, dochodzą do tego zimne wiatry i śnieżyce. Wysokie mankiety i ściągacz przy nadgarstku zapewnia doskonałe dopasowanie do dłoni. Nie grozi nam zatem uczucie chłodu na granicy kurtki/bluzy, a rękawic.  Przód rękawiczek wykonany z materiału, który szczelnie i bardzo dobrze chroni przed wiatrem, deszczem oraz śniegiem. Odblaskowe duże logo oraz mały napis poprawiają widoczność podczas treningu. Druga strona, na kciuku i palcu wskazującym specjalny materiał umożliwiający obsługę ekranów dotykowych. Fajną rzeczą jaką zastosowano w tych rękawiczkach, jest kciuk pokryty od zewnętrznej strony materiałem „frote”, umożliwia to szybkie przetarcie okolicy twarzy, jest on bardzo miły w dotyku i nie podrażnia. Kolejnym elementem, który jest bardzo przydatny to mała klamerka, dzięki niej możemy złączyć rękawiczki w jeden element. Skorzystałem z tego podczas treningu i po złączeniu włożyłem do kieszeni razem. Zapewne pomaga to również odnaleźć obydwie rękawiczki, gdy przychodzi zimowa pora. Występują w kilku rozmiarach od S do L, przed zakupem należy je dobrze dopasować do dłoni. W zależności od sezonu mogą występować w różnych kolorach. Razem z czapką Asics Winter Beanie tworzą świetny komplet. 

UŻYTKOWANIE:
Rękawiczki spisują się świetnie zarówno podczas aktywności sportowej – bieganie, ale także spacerów. Biegałem w nich w temperaturze od +8 do -10 stopni i różnych warunkach pogodowych. Są bardzo ciepłe, więc w wyższych temperaturach spisują się tylko przez pewien czas, po czym robi się w nich za ciepło w dłonie. Zdecydowanie niższe temperatury to są ich żywioł. Bardzo dobrze chronią przed wychłodzeniem, nawet po zakończeniu treningu. Świetnie odprowadzają wilgoć na zewnątrz. Spisują się zarówno przy krótkich i intensywnych treningach, jak i długich spokojnych wybieganiach. Podczas opadów śniegu i deszczu nie ma mowy o ich przemoczeniu i uczuciu dyskomfortu.

CENA:

Niestety wyżej wymienione rękawiczki nie są tanie od 84-129 zł ( ceny znalezione w sieci). Płaci się głownie za świetne właściwości, ale także za markę  -w końcu to Asics. Osobiście uważam jednak, że na zimową odzież i elementy do biegania nie ma co oszczędzać, gdyż później może nam się odbić na zdrowiu i cenach leków. Lepiej jedna para a porządna, niż 3 pary, a nie do końca dobre.